czwartek, 25 grudnia 2008

Co niejadki ....

...jedzą podczas wieczerzy wigilijnjej, kiedy to stół ugina się od wiktuałów przygotowywanych przez Babcię Potomka od tygodnia? Bułkę z serem! I to w pół drogi pomiędzy kuchnią a pokojem z choinką i prezentami. I to by było na tyle, bo słów mi brak:)

PS:Wesołych Świąt!

Edit: Znalazłam właściwe zdjęcie-mam nadzieję, że opieka społeczna do nas nie zapuka;)


niedziela, 14 grudnia 2008

Streszczenie

Dwa tygodnie grudnia minęły jak z bicza strzelił a ja nadal w lesie w temacie świąteczno-prezentowym. Więc krótko: Mikołajki były. Potomek chyba uznał Mikołaja za przebierańca i delikatnie mówiąc kompletnie gościa zignorował:) Sama byłam ciekawa jak podejdzie do tematu, bo oryginalnej interpretacji wielu wydarzeń można mu pozazdrościć. W tym roku miały to być pierwsze świadome Mikołajki, tzn. odpowiednio wcześnie Potomek został wprowadzony do tematu, przez Rodzicieli i Osoby Postronne. Temat spłynął jak po kaczce. Ale list napisał, a nawet narysował, bo uświadomiłam go, że Mikołaj słabo w piśmie dziecięcym obeznany i mógłby mieć problem z interpretacją.

Już sam wygląd listu świadczy o beztroskim podejściu do kwestii wejścia w posiadanie nowych zabawek (biorąc pod uwagę, że sezon zabawkowy rozpoczyna się od październikowych urodzin Potomka i bywa, że trwa do stycznia, aż wszystkie paczki i inne prezenty zostaną dostaczone przez pewną instytucję o kwestionowanej reputacji, to się nie dziwię). Delikatne sugerowanie, że grzeczne zachowanie wpływa na ilość, a nawet istnienie prezentów, skończyło się podsumowaniem, że Mikołaj jest na obrazku, to niby jak ma 'paceć pzez okno'. Nie nalegałam, bo temat mocno skomplikowany w obliczu zbliżających się świąt i kolejnych prezentów pod choinką. W sumie rodzicielski obowiązek spełniłam i wspomnienie w pamięci Potomka wyryłam (sama mam takowe czule przechowywane z wieku bardzo do Potomka zbliżonego).
A Mikołajkowy wieczór spędziliśmy w bardzo miłym towarzystwie, goszcząc u znajomych znajomej, którzy tradycje spotkań Mikołajowych celebrują już od lat kilku. Dziękuję Wam bardzo za zaproszenie:)

A z pola bitwy: powstał album dla ślicznego noworodka o pięknym imieniu Gustaw->


oraz zegar sporych rozmiarów (średnica 40cm) dla damy, która wiek wczesno-nastoletni już posiada, ale misie jeszcze do niej pasują. Zegar mocno inspirowany pracami pani Ilony Matuszewskiej, które zachwyciły mnie wieki temu, czyli w czasach bytowania na tymże forum i miłość do jej prac nadal trwa:)

I tyle na teraz, bo Potomek jakiś marudny i czas odkurzyć kreatywność w zakresie zabaw chłopięcych, a pomysłów już mi zaczyna brakować:(

sobota, 29 listopada 2008

Był śnieg i znikł

I prawidłowo. Śnieg w listopadzie to porażka.To taki test dla drogowców, którzy zawsze udają zaskoczonych, bo przecież pługi śnieżne służą małym chłopcom do podziwiania w czasie akcji postojowej. A chodniki pokryte lodem mają sprawdzać sprawność fizyczną pieszych, którzy z jakichś dziwnych powodów kręcą się po mieście zamiast siedzieć w domu.
Potomek jakość śniegu ocenił tydzień temu, a w środę jeszcze polował na co większe zaspy podczas spaceru po łąkach (to taki bonus na blokowisku, niby osiedle, ale w zasięgu wzroku mamy pola i łąki. I oby nikt szybko tych terenów nie sprzedał). Jeszcze tylko muszę przygotować bajeczkę o zmotoryzowanym Mikołaju, bo sanie z reniferami jakoś nie przejdą i jakoś bez tej zimy przeżyjemy. Sanki i narty schowałam w piwnicy, więc może sobie o ich istnieniu nie przypomni. No w końcu mamy globalne ocieplenie, to po co komu śnieg?
A poniżej zdjęcie potomka z zeszłej niedzieli podziwiającego pierwszy śnieg ok. ósmej rano z parapetu (o wątpliwej urodzie, ale za to wytrzymującego ciężar Potomka, więc o jego zmianie jeszcze nie myślę) mojej prywatnej sypialni. Bo przecież nie ma lepszego miejsca do zabawy niż sypialnia rodziców o wczesnej godzinie porannej podczas weekendu. Ok, nie marudzę. Przynajmniej nie robi regularnych pobudek o piątej nad ranem, jak to mają w zwyczaju dzieci z innej serii produkcyjnej:)
PS: Przypuszaczam, że takim anty-śniegowym postem mogłam narazić się tej części populacji, która bez śniegu nie potrafi żyć. Korekta: śnieg jest wspaniały, kiedy nie muszę wychodzić z domu;)

środa, 12 listopada 2008

A kiedy nic nie robię...

...to robią się inne rzeczy:) I wydaje mi się, że Potomek chyba po mnie odziedziczył brak 'stanu stałego', czyt. wrodzona nieumiejętność spędzenia w jednej pozycji przynajmniej 5 min. No, może różnimy sie kilkoma szczegółami w tej przypadłości, bo ja nie potrafię bezczynnie obejrzeć całego filmu, a on potrafi wgapiać się w ekran z ulubinymi bohaterami i nie zauważyć trzęsienia ziemi. Ale takie 'aktywne oglądanie' w moim przypadku to bardzo przydatna sprawa. Ostatnio upolowałam z jakąś gazetą "Niekończącą się opowieść" (ktoś to pamięta?), chyba pierwszy pełnometrażowy 'dorosły' (nie kreskówka) film jaki obejrzałam w prawdziwym kinie:) i spędziłam wieczór na wspomnieniach z dzieciństwa i manufakturowaniu kartek świątecznych. Nawet nieźle mi szło i w tym roku obejdzie się bez czekania na ostatnią chwilę i zarywania nocy, aby każdy z adresatów dostał własnoręcznie zrobioną kartkę. Bo tak nakazuje obyczaj:) A m.in. takie kartki polecą w świat:

niedziela, 26 października 2008

Nauka nie zając, nie ucieknie;)

No i nie nauczyłam się, co i jak z tym blogiem. Musi być jak jest, aż się zmobilizuję. Tak sobie tylko trochę poklikałam na różne zakładki i opcje i stwierdziłam, że za dużo tego a z opresji wybawił mnie Potomek, który to był zniknął w czeluściach Estetycznie-Urągającej-Kuchni (remont mam i się chyba przeciągnie, bo koncepcja zmienia się jak pogoda w kwietniu) i zażyczył sobie 'omlet bread' (chleb upaćkany w jajku i usmażony na maśle). A że Potomek do strasznych niejadków należy, to łapiemy ze Współtwórcą każdą okazję, co by żołądeczek Króla Niejadków obciążyć chociaż odrobiną kalorii. Potrawa ta, nudna sama w sobie, jest stałym hitem w jadłospisie Potomka, a ma dwie wersje: 'z miodkiem' lub 'z kecupem'. Dorzucając do tego nieśmiertelny rosołek, proszę się nie dziwić, że moje zdolności i zapędy kulinarne pojechały na wakacje. Wracając do tematu, Potomek musiał głodny być, bo moje udawanie, że nie słyszę (och naiwności, ale zawsze mam nadzieję, że wymyśli coś innego, bo ileż tego chleba z jajem można wtrynić w ciągu tygodnia?) zakończył "Mama, zrób 'omlet bread' plose, psecies po polsku mówie'. To w ramach stopniowego samouświadamiania, że w domu panuje dziwna zasada i każdy mówi do każdego w odgórnie wychowaniem ustalonym narzeczu. Potomek też musi się podporządkować, a jak:)

piątek, 24 października 2008

No to wroooom!

"Najtrudniej zacząć, potem jakoś leci"-durna teoria w milionie wersji, a zawsze się sprawdza. No to zaczynam, tytuł bloga już mam. Potomek wymyślił. Potomek słabo wtedy znał języki dobrze mu obecnie znane i wymyślał różne takie. Nadal wymyśla, ale teraz zdaniami, często podrzędnie złożonymi-taki wygadany się zrobił:) Siedzę z Potomkiem w domu, się nazywa, że na L4, to sobie wymyśliłam, że może zacznę coś pisać, bo Potomek rośnie a skleroza postępuje;) Powinnam była zacząć kilka dni temu, kiedy narkoza po zabiegu dawała lekki oszołomek, może byłoby ciekawiej. Bo L4 na mnie, nie na Potomka. Potomek ma końskie zdrowie i dlatego wszyskim naokoło się chwali, że w zeszłym miesiącu miał katarek. I dźwięcznie pociąga nosem, na wypadek gdyby ktoś nie wiedział, co to katar.
Tak się zastanawiam, czy ja to w ogóle opublikuję, ale najwyżej zamknę oczy i kliknę na ten pomarańczowy prostokąt. Teraz idę się nauczyć obsługi bloga, żeby ładniej było;)
Miłego weekendu!