sobota, 31 stycznia 2009

A Real Friend Test

Dostałam to daaaawno temu mailem, nawet nie pamiętam od kogo. Zapisałam i odnalazłam ostatnio podczas porządków na dysku. Bardzo podoba mi się przesłanie tego tekstu:

A REAL FRIEND Test!! .....
A simple friend has never seen you cry.

A real friend has shoulders soggy from your tears.
A simple friend doesn't know your parents' first names.

A real friendhas their phone numbers in his address book
A simple friend brings a bottle of wine to your party.

A real friend comes early to help you cook and stays late to help you clean.
A simple friend hates it when you call after he has gone to bed.

A real friend asks you why you took so long to call.
A simple friend seeks to talk with you about your problems.

A real friend seeks to help you with your problems.
A simple friend wonders about your romantic history.

A real friend could blackmail you with it.
A simple friend, when visiting, acts like a guest.

A real friend opens your refrigerator and helps himself.
A simple friend thinks the friendship is over when you have an argument.

A real friend calls you after you had a fight.
A simple friend expects you to always be there for them.

A real friend expects to always be there for you!


Miłego weekendu:)

wtorek, 27 stycznia 2009

"Przypadek" powędrował w świat

W końcu udało mi się dotrzeć na pocztę i wysłać ten album. Nie lubię spóźniać się ze zobowiązaniami, ale czasami dzieją się rzeczy, których nie potrafimy przewidzieć i wtedy niczego nie udaje się wykonać na czas. Na szczęście album już w drodze, a że musi zawędrować na drugi koniec Polski do Mirabeel, to proszę o trzymanie kciuków za bezprzygodową podróż:)
Rozmiar albumu to największy z dopuszczalnych w tej zabawie (a co będę sobie żałować;)-okładka 20x20cm, pojedyncza karta to ok.19x19cm. Każda z uczestniczek ma do ozdobienia 2 sąsiadujące strony (zostawiłam kilka zapasowych stron). Idąc śladami niektórych uczestniczek wymiany, pozwolę sobie ozdobić swoje karty, kiedy album do mnie wróci. Jeszcze tylko zdjęcia środka dla uzupełnienia poprzedniego posta:


sobota, 24 stycznia 2009

Wrzosowa limonka

Tak kiedyś zatytułowałyśmy sobie z Karolą nasze wyzwanie na S3F . Robiąc porządki w folderach z pracami zebrałam sobie to i owo w tym właśnie zestawieniu kolorystycznym, które 'za mną chodzi' od kilku dni:

najnowsze...
wakacyjne
...

zeszłoroczne...

jeszcze starsze z moją ukochaną bratanicą:)...
a tak się zaczęło...

czwartek, 22 stycznia 2009

Dobranoc;)

Skończyłam. Podoba mi się. Idę spać. Jak w tytule:)

PS: Wrzucę lepsze zdjęcie jeśli będę miała okazję takowe zrobić.

edit: tzw. lepsze zdjęcia;)

poniedziałek, 19 stycznia 2009

Wędrujący 'Przypadek'

Nie mogłam się zdecydować ani na styl, ani na kolorystykę, ani na nic. Pewnego wieczoru usiadłam i przygotowałam sobie bazę na okładki, zaczęłam dobierać papiery i 'osiołkowi w żłoby dano':( Skończyło się na taśmie malarskiej, farbie akrylowej, białym gesso, brązowym tuszu (ulubieniec wielu- Walnut Stain by Tim Holtz), pieczątkach (co tam akurat było pod ręką i pasowało), tuszu do embossingu (clear embossing ink by Stampendous), bezbarwnym proszku do embossingu (UTEE), preparacie do spękań (Crackle Accents by Ranger), kwiatkach wszelakich, ozdobnych ćwiekach i białej konturówce. Praktyczna natura zwyciężyła i okładka jest prawie 'na płasko'. Ponura pora roku też zwyciężyła i okładka jest wściekle kolorowa z przewagą barw wiosennych.
Oto krzywa przypadkowa wszystkich pomysłów, które pojawiły się zanim powstał ten album do noworocznej wymiany albumów.



sobota, 17 stycznia 2009

Druga odsłona

Nowa Lokatorka mieszka z nami od tygodnia. Bardzo szybko przyzwyczaiła się do nowego domu i całymi dniami śpi, jak na porządną KOTKĘ przystało. Bo Nowa Lokatorka, to jak można było odgadnąć po bliższej obserwacji struktury futra z tego zdjęcia , to KOT. Jakiś czas temu przybłąkała się do naszych znajomych, a że ci mają już swoje koty w liczbie kilku, to zapytali, czy nadal planujemy przygarnąć kota, a że nadal chcieliśmy, to kotka zamieszkała u nas zeszłej soboty. I mam wrażenie, że mieszkała u nas od zawsze. Nie wygląda na dziką kotkę, ponieważ jest zadbana i nauczona czystości. Mam z tego powodu lekkie wyrzuty sumienia, bo przecież ktoś może za nią tęsknić. Usprawiedliwia mnie tylko fakt, że znajomi dokarmiali ją od zeszłych świąt, więc kilka tygodni, i nikt się po nią nie zgłosił, nikt jej nie szukał... to chyba jest już nasza? Ma niesamowicie cudowny charakter. Miałam obawy, że bliższe spotkanie Potomka z kotem może zakończyć się polowaniem na jedno z nich, ale dogadują się świetnie. Potomek nazwał ją LENA i chyba tak już zostanie, bo nie zmienił jej imienia od kilku dni. Lena głównie śpi, więc okazji do starć jest niewiele, a kiedy ona nie śpi, to Potomek śpi. Wspaniały układ:) A jeśli już się zdarzy, że obydwoje nie śpią, to Potomek obnosi (!) ją po całym mieszkaniu, robi jej zdjęcia, a jeśli kotka wykazuje chęć do zabawy, to ścigają sie razem i wtedy muszę wkroczyć do akcji, bo dzieją się straszne rzeczy:) Jest bardzo cierpliwa i spokojna, po prostu kot do domu z dzieckiem. Nocą Lena też śpi albo czuwa, a dopiero o świcie zaczyna samotne harce i chyba tylko mnie budzą te hałasy;/ Czujny Sen Matki Polki się to nazywa chyba.
A oto migawki z życia Leny. Jak ja jej zazdroszczę tego napiętego harmonogramu;)

wtorek, 13 stycznia 2009

Co się odwlecze...

to się w końcu sklei;) Zaczęłam tego scrapa prawie dwa tygodnie temu, a posklejałam dopiero w zeszłą niedzielę. Tak sobie leżał i gubił kwiatki, bo klej był nie po drodze. Ma to być ramka (30x30cm) do pokoju znajomych bliźniaczek. Zdjęcie (dosyć duże, chyba połowa rozmiaru A4) widziałam przelotem, takie typowe, przedszkolne zdjęcie portretowe z mocno niebieskim tłem, stąd nawiązująca kolorystyka, bo nie chciałam, aby to tło zdominowało obrazek. A tak to się trochę rozejdzie po kwiatkach;)

sobota, 10 stycznia 2009

Rodzina nam się powiększyła:)

Od dziś mamy nową lokatorkę:) A oto zajawka (bo zajawki są takie modne, że nie mogłam się oprzeć:D
Niedługo więcej zdjęć, ale najpierw muszę dojść do siebie po kinderbalu, na który zostaliśmy ponownie zaproszeni:) Widocznie poprzednim razem Potomek zrobił niesamowite wrażenie;) Impreza była więcej niż udana, chociaż pierwotne plany z różnych względów zostały zmodyfikowane, ale dobra gospodyni wszystkiemu podoła.
Potomek uwielbia nowe miejsca, czuje się wszędzie jak u siebie i natychmiast zaczyna dbać o posiadłosć jak o swoją własną:
A ponieważ od jakiegoś czasu odświeżam wiadomości z tematu decoupage, to solenizantka dostała to:


i skromną kartkę, którą robiłam dosłownie w biegu, więc nie jest szczególnie wypasiona, ale za to z serca darowana:

wtorek, 6 stycznia 2009

Piękno zimy?

Nie lubię zimy i nie będę wymyślać, że przecież tak pięknie, biało, cicho. Jest zimno, szkliście i blee. Najchętniej wyprowadziłabym się do południowej lub środkowej Kalifornii, gdzie pogoda jest STAŁA! Może to i nudne, ale jak łatwo podejmować decyzje z gatunku 'co na siebie włożyć?', a raczej 'ile na siebie włożyć';)
Ale żeby nie było, że taka wieczna malkontentka ze mnie to podzielę się jednym z moich ulubionych zimowych zdjęć, które przypomina mi lato:D Mam nadzieję, że kiedyś doczeka się bardziej scrapowej oprawy:

sobota, 3 stycznia 2009

Zmiany

Chyba czas napisać coś w konwencji noworocznej. Jakieś postanowienia, itp. Do zmian mam ambiwalentny stosunek, bo z jednej strony jestem zbyt leniwa, więc po co sobie utrudniać życie i coś zmieniać. Za wyjątkiem rzeczy, które zmienić należy, bo tak wygodniej;) A z drugiej strony lubię zmiany i ten dreszczyk emocji, który im towarzyszy. Kiedyś przeprowadziłam się 6 razy w ciągu 2 lat i to w obrębie 3 województw, 3 razy zmieniając miejsce pracy. "I to była jazda" chciałoby się napisać:) Straciłam przy tym kilku znajomych, parę kilogramów, kilka razy musiałam zmieniać plany życiowe, prawie przeprowadziłam się na inny kontynent, ale warto było i nie oddałabym tego doświadczenia za żadne skarby. I teraz też jestem właśnie w takim miejscu i nie ma to nic wspólnego z Nowym Rokiem, po prostu akurat tak się złożyło. Ale tym razem chodzi o stabilizację. "A cóż to za zmiana?" ktoś zapyta. Duża, dla mnie bardzo duża. I tego wszystkim w Nowym Roku życzę:
Sta-bi-li-za-cji.

piątek, 2 stycznia 2009

Grawitacja

Potomek spał niespokojnie. Delikatnie rzecz ujmując;) ok.23-ej usłyszałam jakieś 'łubudu' za ścianą więc podreptałam do pokoju Potomka ocenić straty. Nie było źle; wykop z półobrotu i olimpijska figura na ścianie. Potomek nadal spał, czyli wszystko OK. Zamotałam wokół niego kołdrę, nakryłam ulubionym polarowym kocem i odfajkowałam pierwszy obchód. Może pół godziny później usłyszałam kolejne 'łubudu'. Tym razem doszłam do wniosku, że to u sąsiadów. Pozostała może 20% niepewność, ale skoro z sypialni nie dochodziły żadne wrzaski, to znaczy, że OK. I tak czekał mnie milion nocnych wypraw mających na celu przykrycie Potomka, który wykazuje cechy 'macho' i kołdrę uznaje za zbędny ekwipunek nocny. Przed udaniem się na tzw. spoczynek nocny odbyłam obowiązkową rundę, z pierwszym przystankiem w sypialni Potomka. Wchodzę, wykonuję rzut oka na łóżko przy słabym oświetleniu korytarzowym, stwierdzam brak Potomka w miejscu jemu przewidzianym. Następnym krokiem jest zazwyczaj przesunięcie narządu wzroku w dalsze obszary łóżka potomkowego w celu odnalezienia zguby. Wynik 2:0 dla przeciwnika. Lekkie mrowienie w sercu i błyskawiczny tok myślowy: na łóżku pusto, po mieszkaniu nie snuło się nic o wzroście ok. 104 cm i wadze 18kg, to gdzie polazło? Kolejnym naturalnym odruchem jest sprawdzenie terenów przyległych do łóżka. I co widzę: Potomek zawinięty w kołdrę i Tygryskowy Koc śpi ... na podłodze! 'Łubudu' nr 2, to był Potomek wykonujący nocne doświadczenia potwierdzające istnienie grawitacji. Miał szczęście i zgrabnie zawinął się w pogardzaną kołdrę, dokręcając do tego Tygryskowy Koc, którym omotałam go dla dodania wagi kołderce podczas pierszego obchodu, wykonał pełny obrót przez barierkę zabezpieczającą przed wypadnięciem z łóżka i sobie spadł. Upadek musiał być na tyle bezbolesny dzięki kilku warstwom materii ocieplającej, że postanowił go zignorowac i kontynuować sen (jeśli w ogóle się obudził). Zaświeciłam lampkę nocną, znaną też w naszym obszarze językowym jako 'moon light', w celu lepszego obejrzenia ofiary nocnych desantów, co ofiarę lekko rozbudziło, skłaniając do uniesienia głowy. Na ten widok zrezygnowałam z planów uwiecznienia obrazu, w celu poddania go obróbce scraperskiej, zastepując go gwałtowną chęcią obrony mojego nocnego terytorium, które na skutek nocnych pobudek bywa gwałtownie uszczuplane o kilkadziesiąt centymetrów i wykonałam manewr godny złotego medalu w podrzucie oddający Potomka jego własnej powierzchni nocnej. Potomek przytulił się do Lwa Od Cioci Regan, z którym dzieli poduszkę, bo kołderkę tylko połowicznie i powtórnie zasnął. Uff i dobranoc.

PS: Kilka godzin później coś przelazło przez moją głowę i odebrało kilkadziesiąt centymetrów mojego nocnego terytorium. Do tego zaczęło opowiadać historie zapowiadające dłuższą pogadankę i zarwanie poranka. Wstaliśmy ok. południa z mocnym postanowieniem, że od jutra rozpoczynam ćwiczenia z budzikiem, bo od poniedziałku wracam do czynnego zarabiania środków pieniężnych służących najczęściej opłacie rachunków i zakupowi kawałków kury na nieśmiertelny rosołek. Na tyle akurat wystarcza. Zdobycie makaronu spoczywa na barkach Współtwórcy.