wtorek, 26 maja 2009

Kochanej Mamie


Dzisiaj Potomek został doprowadzony do kwiaciarni, gdzie Osobisty Ochroniarz zasugerował, aby z okazji święta wybrał jakieś kwiaty dla Mamy, czyli mnie. Wybrał żółte gerbery w doniczce, co uwidocznił na załączonej fotografii. Nie wiem, czy dlatego, że żółte, czy z powodu tego czerwonego serca, ale są i dumnie zalegają na parapecie w sypialni:)
A Babcia Potomka, czyli Mama ma dostała taką kartkę (mam nadzieję, że priorytet doszedł na czas)

A ze spraw codziennych, to kominem wentylacyjnym zawitał dzisiaj do nas gość:) Taki mały i ćwierkający. Już wczoraj wieczorem coś za wesoło się tam działo, ale teraz tyle ptactwa wszędzie się kręci, że nie miałam czasu zastanawiać się, co to za zebranie dwa piętra wyżej. A dzisiaj rano Kota przywitała nas siedząc na lodówce! Było to dosyć zaskakujące, bo chociaż Lena nocami różne harce uprawia, to na lodówce legalnie jej przebywać nie wolno. Potomkowi za to bardzo się to spodobało, a ja byłam zbyt zaspana, żeby przeprowadzić dochodzenie na temat nowych obyczajów Koty. Wychodząc do pracy usłyszałam jeszcze, że z kratki wentylacyjnej dochodzą wrzaski najwyraźniej dwóch ptaków i pobiegłam na bieżnię Syzyfa;)
Po powrocie stwierdziłam, że dźwięk w kominie znacznie się przybliżył i tak trochę młodocianie brzmi. Zaopatrzona w krzesło i dwie kończyny przednie, kratkę wyjęłam i pobiegłam po aparat, aby przedłużyć sobie widzialność, ponieważ jak rozdawali wzrost, to się zagapiłam;) Już miałam zrobić pstryk, a tu nagle scena jak z Hitchcok'a. Z kratki wyfrunęło sobie małe ptaszydło i pognało jak oszalałe przed siebie. Ale chyba zmęczone było, więc szybko wylądowało na podłodze. Okazało się, że ten komin wentylacyjny kończy się na poziomie naszej kuchni i Ptasiek miał wyjątkowe szczęście spadając tylko dwa piętra niżej. Musiał widocznie dojść do siebie i dlatego kwilenie usłyszałam dopiero po południu przypadkowo organizując mu akcję ratunkową. Wyglądał na małego Kopciuszka, a że z lataniem radził już sobie dosyć dobrze, to odtransportowałam go na balkon, gdzie po paru minutach zorientował się w sytuacji i po prostu sobie odleciał. A Potomek już szukał dla niego muchy:)

Brak komentarzy: